You are currently viewing Mentalność grubasa – jak się jej pozbyć? Mój przykład

Mentalność grubasa – jak się jej pozbyć? Mój przykład

Znów to samo! Wczoraj trening, a dziś przy okazji zakupów spożywczych kupiłam 10 Tiki Taków! Nie powstrzymałam się i zjadłam 4 czekoladki na raz. Znowu! Znowu dały mi się we znaki moje złe nawyki i „mentalność grubasa”.

Od kilku lat tyję. 1-2kg na rok, ale tyję. W tej chwili przy wzroście 168cm ważę 68-70kg, w zależności od pory roku, ale wciąż utrzymuję taką mniej więcej wagę. Najlepiej czułam się ze swoją figurą kiedy moja waga oscylowała w granicach 56-60kg, ale ostatnio tyle ważyłam 5-6 lat temu. Dla mojego wzrostu prawidłowa waga to ta w przedziale 52-71kg – jestem już bardzo blisko granicy nadwagi. Jeszcze gorsze jest to, że mam figurę typu jabłko czyli najbardziej widocznym problemem mojej sylwetki jest duży brzuch! Prawie wszystko idzie mi właśnie w brzuch, trochę w uda, które też są już zbyt masywne. W tej chwili wstydzę się swojej sylwetki, nie mogę dopiąć kurtek ani koszul, noszę tylko luźne koszulki i bluzy.

Już od ponad roku próbuję coś z tym zrobić ale przeszkadza mi w tym mentalność grubasa, która z biegiem lat zakorzeniała się we mnie coraz mocniej. Mimo że przez ostatni rok próbowałam coś tam w tej kwestii zmienić to właściwie do tej pory moja waga nie przeszkadzała mi aż tak bardzo – w tamtym roku miałam na głowie mnóstwo innych spraw i wyglądem mojej sylwetki aż tak nie zaprzątałam sobie głowy. Mimo że na zdjęciach z wakacji wyglądałam już bardzo kiepsko nie podjęłam wtedy żadnej konkretnej decyzji o odchudzaniu.

Teraz to wszystko zaszło o wiele za daleko i bardzo źle się czuję z tym jak wyglądam!  Czas na zmiany. I zacznę je od odpowiedzi na najważniejsze pytanie:

Czemu przytyłam i czemu wciąż utrzymuję problematyczną wagę?

Moim największym problemem jest jedzenie słodyczy – jem ich sporo, zwłaszcza przed okresem (jakiś tydzień, czasem więcej przed zaczyna się mój „maraton słodkości”).

Drugim problemem jest moje uwielbienie dla włoskiej kuchni czyli potraw typu pizza i pasta – tutaj nie wybieram jakichś bardzo szkodliwych dla zdrowia wersji dań, bo makaron najczęściej przygotowuję w domu, pizzę też często jem domową, a jeśli decyduję się na gotową to kupuję ją w mojej ulubionej restauracji i jest to pizza na cienkim cieście.

Niestety ilościowo jem za dużo, to kolejny problem który zawsze był u mnie najprostszą drogą do tycia.

Dużo czasu dziennie spędzam przy komputerze i o wiele za mało się ruszam. I za mało regularnie.

Nie jestem chora na nic co powodowałoby tycie, ale ani silny PMS ani moja skłonność do nastrojów depresyjnych tutaj nie pomagają i wzmacniają dodatkowo moje złe nawyki.

Mam też złe przekonania na temat diety – gdy ograniczam ilość jedzenia, którego smak lubię, czuję, jakbym się pozbawiała czegoś ważnego. Pocieszam się słodyczami kiedy jest mi źle i smutno. Kiedy jestem wkurzona też jem – po prostu zajadam stres. W zajadaniu dodatkowo wspiera mnie mój mąż – on też lubi dobrze i dużo zjeść, a kiedy jestem w domu rodzinnym z mamą też przyrządzamy sobie różne pyszności.

Jakie zmiany podejmuję by schudnąć skutecznie i uderzyć z całą siłą w zwalczanie mojej mentalności grubasa?

Wszystkie wymienione działania są już od jakiegoś czasu w moim życiu – tyle, że nie wykonuję ich regularnie. Do tej pory to był mój problem. Motywacja do zdrowego stylu życia i bardziej zdyscyplinowanego działania jednak ostatnio bardzo mi wzrosła z powodu planów na przyszłość 🙂 Dużo czynników wpłynęło na to ile teraz ważę i jak wyglądam i chwilę czasu zajmie i rozprawienie się z nimi wszystkimi ale najważniejszy krok za mną – poznałam wroga i nazwałam go. Teraz czas wytyczyć przeciw niemu niezbędną artylerię, czyli sumę działań, które w przeszłości nawet oddzielnie okazywały się całkiem skuteczne.

Pozbyć się z diety słodyczy?

W moim przypadku konieczne jest pozbycie się ich w około 90%. Czemu nie w 100%? Bo za bardzo kocham słodkości i nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek mogła z nich całkowicie zrezygnować. Kiedy daję sobie jednak zezwolenie na cheat – meal’e słodyczowe, włącza się we mnie szaleństwo, a następnego dnia już brakuje mi hamulców. Znalazłam jednak świetnie rozwiązanie dzięki super metodzie drLifestyle – ustalam sobie pewną liczbę ulubionych deserów,wpisuję na listę na konkretny miesiąc i kiedy zjem rzecz z tej listy, wykreślam ją i nie pozwalam sobie na ponowne jej zjedzenie. Ta metoda działa super bo sprawia, że nie pozbawiam się tego, co bardzo lubię a wręcz daję sobie na to przyzwolenie i mogę się bardziej tym cieszyć.

Dodatkowo bardzo pomaga mi zastąpienie części słodyczy (kiedy mam dostatecznie silną wolę, a nie chcę wykorzystać punktu z listy) piciem smoothies warzywno – owocowych. Dobre efekty daje też u mnie picie dwa razy dziennie herbaty z morwy białej i drożdży rozpuszczonych we wrzątku i wystudzonych – zmniejsza to mój apetyt na słodycze.

Gotować w domu

Z tym nie mam problemu, problemem jest raczej to, co gotuję. Najczęściej jest to pizza, makaron, naleśniki, tortille. Sałatek nie lubię ale już zupy kremy warzywne i smoothies warzywno – owocowe uwielbiam! I tym zastąpię część niezdrowych i tuczących posiłków. Za mięsem nie przepadam ale jem go o wiele za dużo, bo gotując dla męża, nie chce mi się dodatkowo gotować warzywnych potraw dla siebie. Mój mąż jest uparty jak osioł w kwestii diety i nie przepada za dużą ilością warzyw, też musi schudnąć – jeszcze więcej niż ja, więc z czasem go przekonam i powoli będą mu dodawać do diety coraz więcej warzyw.

Prowadzić dziennik diety

Mam piękny Happy Body Planner który jest idealnym miejsce do zapisywania tego, co w ciągu dnia jem. Jest tam też miejsce na zapisywanie treningów, a nawet ilości wypijanej wody. Fajna, przydatna rzecz, choć zwykły notes też by się sprawdził. Zapisywanie działa dwojako – informacyjnie, bo z zapisków mamy informacje o tym z czego tyjemy przedstawione czarno na białym i motywacyjnie, bo aż wstyd wpisywać te kolejne 4 czekoladki…

Planować jadłospis i trzymać się go

Punkt związany z dziennikiem diety ale kartkę z tygodniowym jadłospisem ja trzymam na drzwiach lodówki by zawsze mieć na niego oko.

Zmniejszyć wpływ hormonów i PMS’u

PMS jest koszmarem z którym zmagam się od dobrych kilku lat. Jest moim przekleństwem i czasem zabiera mi nawet dwa tygodnie w miesiącu z życia – nie całe ale psuje wystarczająco dużo by uniemożliwiać mi realizację wielu moich celów. Bo kolejne dwa to za mało by nadrobić dwa stracone. Wiem, że już nie raz mogłam sobie z tym poradzić np. poprzez dietę, suplementy czy ćwiczenia. Niestety w tej sprawie zadziałać może tylko regularność i działanie „na siłę” – innej metody nie znam. Niektóre dziewczyny stosują tabletki hormonalne ale ja się ich boję i za wszelką cenę chcę ich uniknąć.

Ćwiczyć regularnie. Ze sportem mam relację love – hate

Przez lata kiedy byłam chora na CFS (zespół chronicznego zmęczenia) nie ćwiczyłam. Zanim zachorowałam moje treningi składały się min. z treningu HIIT ale to wpędziło mnie w jeszcze poważniejsze tarapaty i na dobrych kilka lat do ćwiczeń zniechęciłam się na poważnie. To wtedy zaczęłam tyć. Kiedy poradziłam sobie z CFS’em bałam się ćwiczyć bo strach przed tym, że wpadnę znów w sidła tej strasznej choroby był silniejszy. Wróciłam do treningów dopiero końcem tamtego roku, najpierw co jakiś czas, potem od stycznia zaczęłam chodzić na siłownię. Później drobne zabiegi operacyjne sprawiły, że musiałam zawiesić treningi na siłowni na ponad miesiąc, potem wyjechałam do Rzymu i na siłownię już nie wróciłam, bo nie mogłam się z powrotem przemóc by iść. Na szczęście nadeszła wiosna i możliwość powrotu do rowerowych przejażdżek które bardzo lubię. Wciąż brakuje mi regularności, choćby z powodu pogody ale jest o wiele lepiej niż dawniej i w tej kwestii wciąż do przodu 🙂

Przestać traktować słodycze jako comfort food

I zastąpić pocieszanie się, topienie smutków, żalów i złości pisaniem, chodzeniem do kina, na spacery, jeżdżeniem na rolkach, na rowerze, rozmowami z bliskimi, sesjami coachingowymi – czymkolwiek byle przestać jeść z tego powodu!

Postarać się zrozumieć, że zdrowa dieta to nie kara

Tylko inwestycja. W szczęśliwsze, piękniejsze i zdrowsze życie. Cóż, trochę wstyd się przyznać, ale ta kolejność najbardziej mnie motywuje. Mogłam sobie przez kilka ostatnich lat trąbić pięknie, że zdrowie jest dla mnie najważniejsze a tak naprawdę chcę być szczęśliwa, ładnie wyglądać i być zdrowa. W tej kolejności.

Kto odchudza się razem ze mną? Tym razem skutecznie? Działamy? 🙂

Dodaj komentarz