Minęły 4 miesiące odkąd na świecie pojawił się mój Synek, a moje życie wywróciło się totalnie do góry nogami. Siedzenie w domu całymi dniami z przerwą na spacer czy wyjście do galerii to nie do końca to o czym marzyłam… Jasne że Maluch jest wspaniały i kocham go mega mocno, jednak gdzieś w tym wszystkim znów zaczęłam zatracać siebie. Dobrze wiem jak to się zaczyna i wiem że nie mogę na to pozwolić. Dopiero teraz mam czas, by spojrzeć na moje życie przekrojowo i cóż… to co widzę, nie napawa mnie optymizmem. Zaczęło w moich myślach wybrzmiewać pytanie: jak zmienić swoje życie po 30? Intensywnie rozmyślam i planuję jak zmienić moje życie teraz kiedy jestem mamą. Po to, by za jakiś czas nie obudzić się z ręką w tym nie tylko realnym, ale i przysłowiowym nocniku.
Jak chcę zmienić swoje życie po 30 i dlaczego?
Często mówi się o zmianach, ale bez sprecyzowania, co chce się zmienić niewiele z tych zmian wyjdzie. Ważne pytanie dotyczy też tego, dlaczego chcemy zmian, co jest w obecnej sytuacji źle. No i kluczowe pytanie – dokąd zmierzamy i gdzie widzimy się za kilka lat? Można to określić przedziałem czasowym i tak jest najlepiej, bo warto nadać swoim celom termin realizacji – od tej chwili zaczynają być planami. Wiem, że to co robię teraz, w ciągu kilku następnych lat przesądzi o tym jak będzie wyglądało moje życie.
Czego chcę?
Na pewno chcę żyć zdrowo na tyle na ile się da. Doczekałam się momentu w którym mam sporą nadwagę, bolą mnie stawy skokowe, kolana, ręce – podejrzewałam nawet RZS, ale póki co niewiele na to wskazuje. Mam ten problem, że jem zdrowo, ale jem też sporo słodyczy i to one niweczą zarówno starania o lepszą figurę jak i o lepsze zdrowie.
Chcę zadbać o siebie. Tak ogólnie. I nie chodzi tutaj o zawsze pomalowane paznokcie czy super uczesane włosy. Chodzi o takie ogólne zadbanie – o wagę, ciało, twarz, włosy.
Chcę nauczyć się pisania stron opartych o WordPress. Co oznacza konieczność poznania html’a, css’a i podstaw javascriptu. Dodatkowo trochę wiedzy o bazach danych, SEO i obróbce graficznej. Podstawy już mam, teraz czas na rozwój w tym względzie. Może docelowo jakiś kurs front-endu?
Chcę wypracować większą regularność w działaniu i nie poddawać się. Nawet kiedy robię kilka kroków w tył – koniec z myśleniem wszystko albo nic!
Zminimalizować mój perfekcjonizm. To katastrofalna i zgubna postawa, która nie pozwala osiągnąć zbyt wiele – bo ciągle jest za mało, niewystarczająco dobrze. Rozumiem, że nie da się mieć i całego czau dla synka i jednocześnie pracować efektywnie. Coś musi polec.
Zyskać niezależność finansową. Bardzo trudny cel, bo latami pracowałam na to by jej nie mieć. Brzmi to źle i tak też wygląda, będzie najtrudniejsze do zmiany, ale jeśli tego nie zrobię za jakiś czas może być bardzo źle i dopiero wtedy będzie za późno. I to właśnie będzie ten nocnik, o którym pisałam wyżej.
Widzę się za kilka lat jako zadbana, zdrowa mama jednego dziecka, pracująca w pracy którą lubię związanej z tworzeniem stron internetowych, prowadząca blog o ulepszaniu swojego życia. Widzę kobietę zaradną, działającą proaktywnie w taki sposób, by nie poddawać się perfekcjonizmowi. Delegujacą zadania których robić nie muszę, czasem zamawiającą katering dietetyczny. Nie wiem niestety jak widzę mój związek, bo trochę się sypie. Wiem na pewno, że chcę Sebkowi zapewnić fajne i dobre dzieciństwo i jakoś będę musiała to pogodzić.
Jak zamierzam wprowadzać zmiany?
Wyznaczę cele – nie tylko te codziennie, ale przede wszystkim te większe i podzielę je na małe codzienne kroki. I nie warto by był to jeden cel by po jego osiągnięciu przejść do kolejnego – ja wolę obrać kilka celów i realizować je małymi krokami. Metodologia Slight Edge – tej drobnej przewagi, uzyskiwanej dzięki codziennym drobnym działaniom jest mi teraz bliższa niż kiedykolwiek wcześniej. Jako mama niemowlaka nie mam zresztą innej opcji – muszę łapać chwile. Mając 30 lat na karku nie mam już czasu by brać sobie jeden cel i po jego osiągnięciu przechodzić do kolejnego – tutaj muszę zadziałać całościowo, bo jeden cel wpływa na inny.
Czego potrzebuję, by skutecznie wprowadzić zmiany?
Dobrego planu! Dużych celów rozpisanych i zawsze „pod nosem”. I małych codziennych kroków realizowanych bez względu na przeciwności.
Trochę pomocy. Tutaj wchodzi moja mama, z czasem może opiekunka lub żłobek. Bez tego ani rusz, bo przy Malcu ciężko jest się skupić przez dłuższą chwilę.
Czy to tak wiele?
Jakie problemy w realizacji celów mogę napotkać?
Zmienić swoje życie po 30 – to duży cel. Dobrze wiem, że nie będzie łatwo! Przygotowałam więc listę problemów w realizacji, jakie na bak napotkam na swojej drodze. Należą do nich:
Opóźnienia i poślizgi w realizacji celów
Muszę się nauczyć akceptacji tych opóźnień i wracania do realizacji celów. Nawet, jeśli zrobię kilka kroków w tył. Mam wymagającego synka który mało śpi i jest już bardzo aktywnym niemowlakiem, męża który zupełnie nie pomaga w mieszkaniu i jest z nami bardzo mało. Te dwa czynniki są ogromnym utrudnieniem, jednak czy mają sprawić, że nie będę działać?
Kłótnie z mężem
On lubi mieć kontrolę, a każda zmiana jaką chcę wprowadzić jest przez niego torpedowana. Bo on żyje głównie swoją firmą i chce bym ja też nią żyła razem z nim. Nie jest mi lekko o tym pisać, ale tutaj nie mam dobrze, ani łatwo. Sama jestem sobie winna, bo zgodziłam się na taki scenariusz. I tym scenariuszem żyłam przez kilka ostatnich lat. Mój błąd i dobrze wiem, że zmiana kosztować mnie będzie dużo wysiłku.
Nasilone zmęczenie
Zwłaszcza kiedy wpadnę w wieczorny wir pracy – wcześniej często zdarzał mi się taki flow. Teraz mimo wszystko muszę to okroić, bo odpoczynek jest ogromnie ważny – bez niego długo nie pociągnę.
Powroty do starych nawyków
Dlatego też utrudniłam je sobie usuwając ulubioną grę na telefon, Netflixa i HboGo. Łatwo do nich wrócić, ale wiem że to nie jest czas na nie.
Niemówienie bliskim o zmianach, jakie chcę wprowadzić
Niech zmiana powie sama za siebie, ja nauczyłam się, że o planach nie warto jest mówić głośno, bo jest większa szansa na odpuszczenie sobie. Jest to paradoks, ale serio tak to działa.
Chcę zmienić swoje życie po 30 – a jeśli mi nie wyjdzie?
Nie zakładam takiej opcji. To bez sensu. Zwłaszcza, że już działam. Po co określać cele i w ogóle zaczynać, jeśli nie wierzy się w ich realizację? Podejście wszystko albo nic nie jest mi obce, ale wystrzegam się go, bo wiem jak niszcząco działa. Podobnie jak perfekcjonizm. Mogłabym dopracowywać ten post jeszcze długo, ale wiem, że napisałam co chciałam, a moje myśli są przelane na ekran komputera – i to wystarczy! Ważne że jest post i jest o tym, o czym chciałam by był. Tak działam i wiem że to dobre podejście.